pozostawał grzecznym, ale było w tem coś ciężkiego i automatycznego. Zabrawszy ponownie głos, olśniewał dowcipem, paradoksami i po mistrzowsku opowiadanemi anegdotami.
Unikał rozmowy z kobietami, a piękność i zalotność nie czyniły na nim wrażenia. Gdy mu któraś okazywała względy, przybierał minę grzeczno-ostrożną, a myślał coś niskiego. Nie miewał awanturek, żadne pogłoski nie czepiały się jego nazwiska. Poza teatrem wiódł życie spokojnego mieszczucha, o skromnych nawykach.
Chłodny instynkt Judyty wiódł ją wzdłuż raf jego istoty. Pozbawiona była wszelkiego romantyzmu, zupełnie trzeźwa, dostrzegła jeno to, co pożyteczne, myślała wyłącznie o tem co wiedzie do celu, od młodości zasznurowana we formy, ceniła jeno rzeczy zewnętrzne, suknie, klejnoty, wystawność, tytuł i nazwisko. Otóż, w ciągu dni trzech tasama Judyta została przezeń tak opętana, że bił od niej prąd elektryczny. Pociągało ją, coprawda znowu wszystko zewnętrzne, jego oko, głos, słowa, ale był tam również motyw wnętrzny, iluzja artysty.
Wiedziała co czyni, obliczyła krok każdy.
Pewnego dnia użalał się Lorm na brak porządku w swem życiu, oraz bezprzykładnie złą gospodarkę dochodami. Było to przy stole. Inni pominęli sprawę frazesami, ale Judyta podjęła ten temat później; kiedy rozmawiali sam na sam. Kazała sobie wymienić osoby odpowiedzialne za jego gospodarstwo i wyraziła powątpiewanie w ich dobrą wolę. Potępiała to co przedsiębrał, udzielała rad, które przyjmował i obwiniała o zaniedbanie, do czego się przyznawał.
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/115
Ta strona została przepisana.