Czuję noce wasze, Wahnschaffe, wiem wszystko o panu i o niej, od chwili gdym ujrzał ten lśniący minerał, który Pan stworzył z gliny ziemskiej, jak mnie i was oboje. Ucz cierpienia ot całkiem po ziemsku bezmyślnie, a czysto płonic, podczas gdy ja... o Boże!...
Niezrozumiały ten wybuch wstrząsnął Krystjanem. Siła jego rozwiała niechęć powstałą wskutek zuchwałych słów Amadeusza. Nadsłuchiwał zwrócony ku morzu.
Voss zapanował nad sobą, podszedł do parapetu i rzekł nader spokojnie:
— Radziłeś mi pan dziś, bym był cierpliwy. Cóż to znaczy? Mówisz pan do mnie zresztą zawsze ogólnikowo i wieloznacznie. W każdym razie bardzo wygodnie mówić o cierpliwości. Jest to luksus, na który pana stać, luksus jak każdy inny, tylko mniej kosztowny. Niema słowa godnego większej nienawiści i wzgardy nad cierpliwość. To kłamstwo. Zbliska oglądane oznacza ono tchórzostwo i lenistwo. Cóż pan zamierzasz, właściwie?
Krystjan nie dał odpowiedzi, a raczej uczynił jakby ją już dal i po długiem milczeniu zatopiony w myślach, rzucił pytanie:
— Sądzisz pan, że to coś pomoże?
— Nie rozumiem... — rzekł Voss patrząc nań. — Cóż ma pomóc... na co pomóc?
Ale Krystjan nie objaśnił wcale co myśli.
Voss chciał iść do domu, ale Krystjan poprosił, by został. Wrócili i udali się wraz z innymi do jadalni.
Kolację skończono, a towarzystwo przeszło do salonu.
Zrazu rozmowa toczyła się po francusku, potem