Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/143

Ta strona została przepisana.
18.

Nazajutrz popołudniu, przybył do hotelu niespodzianie Feliks Imhoff. Posłał Judycie bilet i czekał w hallu, chodząc, a cienka jego laseczka wahała się leniwo w rytm kroków. Murzyńskie jego usta złożone były do gwizdania, a mózg rozsadzały myśli o interesach, spekulacjach, cedułach giełdowych, stu stosunkach i stu umówionych spotkaniach. Ale ile razy mijał wielkie okno, rzucał rozciekawione i przepojone uśmiechem spojrzenie w ulicę, gdzie dwaj chłopcy bili się zawzięcie.
Chwilami tylko zasępiała się twarz jego i przelatywał po niej skurcz.
Boy zameldował, że pani prosi.
Judyta przyjęła go ze zdumieniem, on zaś jął mówić z zapałem i pośpiechem:
— Mam interes w Liyerpoolu, a chciałem cię raz jeszcze zobaczyć. Zgłaszało się do ciebie mnóstwo ludzi z różnemi sprawami, otrzymałaś zaproszenia, telefonowano, była modniarka, nadeszły listy, słowem, nie mogłem podołać. Nie mogę przecież oświadczyć każdemu, że żona moja właśnie znikła po angielsku, raz na zawsze. Są przeróżne rzeczy do załatwienia. Musisz mnie koniecznie poinformować, inaczej nastąpi zamieszanie.
Przez chwilę rozmawiali o drobnostkach, które go tu, rzekomo sprowadziły.
Dziś rano byłem u regenta — opowiadał — i otrzymałem szlachectwo osobiste.
Judyta zarumieniła się, jak osoba zahipnotyzowana, która sobie nagle przypomniała swój stan na jawie.
Feliks Imhoff strzepnął laseczką swe klasycznie zaprasowane spodnie i rzekł:
— Przebacz mi krytykę, ale można było rzecz zała-