Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/144

Ta strona została przepisana.

twić inaczej, niż to uczyniłaś. Uciekać, ni stąd, ni z owąd... nie... tak się nie robi. Jest to, rzec można trochę poniż poziomu i nie całkiem fair.
— Co nieuniknione musi nastąpić szybko! — oświadczyła, wzruszając ramionami. — Zresztą, jak widzę nie ucierpiał przez to spokój duszy twojej.
— Ba! Spokój duszy. To nie wchodzi w rachubę! — stał, jak zazwyczaj nieco rozkraczony i kołysał się, spoglądając na lśniące lakierki swoje. — Cóż tu ma do roboty spokój duszy? Ale jesteśmy ludźmi kultury. Wszakżem ja nie tygrys, ani filister. Sprostałbym każdemu społeczeństwu. Nic znasz mnie wcale. Nie dziwne to zresztą, bo gdzież mieliśmy sposobność poznać się wzajem? Chyba nie w małżeństwie. Trzeba to uczynić teraz. Pozwól, że pragnienie wyrażone, zabiorę ze sobą w mc nowe, kawalerskie życie. Przyrzeknij mnie w przyszłości nie unikać tak planowo, jak to czyniłaś w ciągu ośmiu miesięcy pożycia naszego.
— Jeśli ci na tem zależy, drogi przyjacielu, przyrzekam z ochotą! — odparła wesoło.
Na tem się rozstali.
W godzinę potem siedział Feliks Imhoff w pociągu, wpatrzony aż do zmierzchu, załzawionemi oczyma w krajobraz. Radby był mówić, dyspulować, wyładować się. Patrzył zachmurzony na obcych ludzi, którzy nic o nim nie wiedzieli, nie znali jego bujności, przełomowych idei i rozległych planów.
Wysiadł w Düsseldorfie, decydując się na to w ostatniej chwili. Dał do przechowania pakunki i ruszył okryty płaszczem, chudy, ponuremi, staremi, ścichłemi nocną porą ulicami.
Przystanął przed prastarym gmachem. Spędził tu młodość. Wszystkie okna były czarne.