Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/146

Ta strona została przepisana.

Wszystko co się do niej odnosiło, posiadało znamię pożegnania na zawsze. Każdy uścisk dłoni, czy wymiana spojrzeń, miały rzewność i ból ostatniej chwili.
Tosamo przebijało w miłości jego. Cecha czepiania się kurczowego, ofiarności, cierpliwości, a często posłuszeństwa.
Wyrażał to przy sposobności podawania płaszcza, szklanki, z której pić chciała, ramienia, gdy była zmęczona, oraz czekaniu, gdy po nim przybywała na umówione miejsce.
Czuła to i pytała często, on jednak nie umiał wyjaśnić. Mógłbym opisać uczucie tej rozłąki bliskiej, co atoli miało nastąpić potem, nie wiedział.
Zdawał sobie jasno sprawę, że idzie tu nietylko o rozłąkę z nią samą, ale z wszystkiem co mu dotąd było miłe, cenne i nieodzowne. Ale nic nie wiedział, nie kreślił planu i nie roztrząsał go wcale.
Nie miał sam żadnych życzeń, czy pragnień, zato Ewa miała sio rozmaitych żądań i wpadała w gniew, gdy któreś nic zostało spełnione. Postanowiła wyruszyć na morze, a on najął jacht i przez dwa tygodnie pływali po Atlantyku. Zatęskniła za Paryżem, a on zawiózł ją tam autem. Ucztowali u Foyota przy rue de Tournon, wraz z zaproszonymi przez nią przyjaciółmi, literatami, malarzami i muzykami, a nazajutrz wrócili.
Posłyszawszy o jakimś czarownym zamku normandzkim w stylu średniowiecznym, zapragnęła go widzieć przy świetle księżyca. Wyruszyli w czasie pełni, kiedy była nadzieja na pogodne noce. Potem pociągnęła ją katedra w Rouen, następnie słynna kultura róż, którą posiadał baron Zerbaulen w okolicy Gandawy, dalej wycieczka w Ardenny, zachód słońca nad jeziorem zuiderskiem, konna przejażdżka po parku