Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Krystjan torował Ewie drogę, a ludzie ustępowali z niechęcią i podziwem jednocześnie. Ewa śledziła z napięciem tok akcji. Dzieckiem będąc lubiła takie widowiska, a dziś przeszłość nadała temu, na które patrzyła urok smętku i ponęty.
Pulcinello, w roli okpisia musiał przyznać, że żadna chytrość nie sprosta czarom dobrych wróżek. Naiwność jego była przejrzysta, a klęska tak zasłużona, iż nie budziła politowania. Deszcz kijów, pod którym zginął, był słusznym triumfem moralności.
Ewa biła brawa, rozradowana, jak wszystkie maleństwa.
— Nie śmiejesz się Krystjanie? — zapytała.
A Krystjan śmiał się, nie tyle z głupoty Pulcinella, ile dlatego, że go porwał śmiech Ewy.
Po spuszczeniu kurtyny, dali się ponieść fali innych rozrywek. Ale utworzyła się za nimi świta. Szły szepty z ust do ust, a jeden zwracał drugiemu uwagę na Ewę. Zwłaszcza dwie dziewczęta dążyły uporczywie za wykwintnie ubraną damą. Ewa miała kapelusz z różami i płaszcz jedwabny, błękitny, jak morze w słońcu.
Jedna z tych dziewcząt zdobyła gdzieś pęk bzu i na placu przed gospodą wręczyła go uwielbianej, czyniąc dyg wspaniały. Ewa podziękowała i pochyliła twarz nad kwiatami, w tej zaś chwili pięć czy sześć dziewcząt utworzyły wokoło niej krąg taneczny, skacząc i nucąc swawolną piosenkę.
— Jestem w niewoli! — krzyknęła wesoło do Krystjana, który został poza obrębem kola i mimowoli znosić musiał drwiące spojrzenia dziewcząt.
— Tak, tak, jesteś w niewoli! — przytakiwał, starając się dostroić do roli rozradowanego widza.
Na schodach gospody stał człowiek pijany i ze zło-