Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/155

Ta strona została przepisana.

rozpaczy, opętaniu i okrucieństwie rzuca się nań, niby psy zdziczałe na ochłap ścierwa.
Minął czas oznaczony. Wstał spiesznie, zdecydowany zupełnie.
— Odpraw mnie Ewo! — powiedział. — Odpraw mnie! Lepiej, że tak uczynisz, niżbym miał się odrywać od ciebie krok za krokiem. Nie mogę zostać z tobą, nie mogę żyć dla ciebie!
W tej chwili uczuł w sobie płomienną burzę miłości i dałby był sobie wyrwać z piersi serce, byle cofnąć wyrzeczone słowa.
Ewa zerwała się błyskawicznie. Stanęła bez ruchu, oburącz chwytając pasma włosów swoich.
Krystjan podszedł do okna. Ujrzał wielką połać nieba, gwiazdę wieczorną i ruchliwe morze. Wiedział, że to wszystko złuda, ten spokój, ta połyskująca gwiazda, ta lekko fosforyzująca fala, że jest to jeno szala, malowana zasłona i że nie wolno niepokoić się tem. Poza owymi pozorami mieścił się strach, okropności, oraz niezgłębione cierpienie. Zrozumiał to, zrozumiał dobrze.
Pojął wielotysięczne tłumy nad brzegiem morza i ich ponure milczenie. Pojął córkę rybaka, leżącą z pohańbionem ciałem na mierzwie stajennej. Pojął wolę śmierci Addy Castillos. Pojął Jana Cardillaca, kroczącego obłędnie z troską o żonę i dziecko. Pojął siedmdziesięcioletniego rozpustnika, wołającego z poza klasztornej kraty: — Boże mój, Zbawicielu cóż mam czynić? Pojął głuchoniemego Dytryka, który się utopił, pojął wzmiankę Beckera o mokrym płaszczu i przerażenie Lotara ma widok zwłok, trzymających się w objęciach. Pojął palący głód Amadeusza Vossa, oraz jego słowa o srebrnej nici i flaszy z oliwą. Pojął kamienny