rozmawiać o błachostkach. Słyszał, jak Ewa opowiadała księżnie, że za tydzień pojedzie do Hamburga tańczyć na pokładzie olbrzymiego parowca spuszczonego na wodę.
— Cieszę się tem nawet, — dodała wesoło — dla Niemców jestem bowiem dotąd samem tylko nazwiskiem. Będą mnie egzaminować, tak że dowiem się nareszcie co umiem i gdzie moje miejsce.
Młoda dama patrzyła na nią z zachwytem, Krystjan zaś pomyślał, że musi z Ewą pomówić niezwłocznie. W każdem jej słowie czuł nastrój wrogi dla siebie i coraz to bardziej drwiący. Opuścił Taverę i wszedł tak stanowczo, że Ewa spojrzała nań mimo woli. Uśmiechnęła się zdziwiona i wzruszyła ramionami, z wyrazem nagany.
Markiz Tavera przystąpił do księżnej i oboje uczynili krok ku drzwiom, wydało się, że Ewa chce wyjść z nimi. Wstrzymał ją gest Krystjana. Zamknął drzwi, a Ewa była coraz bardziej zdumiona. Czując, że ona gra komedję, nie wiedząc co mówić, stał zmieszany.
Jęła chodzić, dotykać różnych przedmiotów, w końcu spytała, patrząc lodowało:
— I cóż?
— Znieść nie mogę tego Szilagina! — mruknął, spuszczając oczy. — Przypominani sobie widziane raz w akwarjum tęczowej barwy zwierzę morskie, piękne i straszne zarazem. Pociągało mnie, a budziło strach.
— Głupstwo! — odparła. — I cóż dalej? Były w jej tonie lekceważenie i niecierpliwość. Po chwili przystanęła, mówiąc twardo — Nie lubię, gdy mnie ktoś aresztuje, wyrywa z pośród gości polo, by mówić rzeczy zgoła nieinteresujące. Przebacz, ale nic mnie nie
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/166
Ta strona została przepisana.