zaś na poręczy przykucnęła zielona papuga. Przeprosił Krystjana z uśmiechem, podając dłoń i wskazał gestem zwierzęta, które mu wstać nie pozwalały.
Krystjan wiedział od Wiguniewskiego, że Szilagin lubi wszelakie występy. W Oksfordzie wziął na łańcuch osia, przywiązał go do łódki i popłynął sam jeden, nocą. W Rzymie wynajął palazzo i urządził bal dla najgorszych szumowin miasta. Pyszałkostwo wywołało w Krystjanie uczucie, że na dnie jego mieści się chorobliwość przesady, a nawet rozpacz. Toteż doznał przewlekłego przygnębienia.
Komnaty były niezwykle licho oświetlone, a że okna z powodu dusznego powietrza pootwierano, zaś nadciągała burza, przeto każda błyskawica rzucała snop sinego blasku do wnętrza.
Poproszona przez kilka osób Zenejda Gamaleja wzięła gitarę i usiadłszy pod wysokopienną różą, zaczęła pieśń rosyjską. Na plecach miała złotolity szal, a matowe włosy zdobiła przepaska z djamentami. Smukła, o wydatnych kościach policzkowych, miała szerokie usta i płonące tajemnie oczy, o szerokich powiekach.
Wilk leżący na kolanach Szilagina, szaro-żółtej maści, podniósł głowę i jął mrugać w stronę śpiewaczki, której pieśń obudziła w nim, zda się, marzenia o stepie rodzinnym. Poruszyła się też papuga, wyskrzeczała niezrozumiałe słowo i napuszyła barwny kołnierz piór. Szilagin pogroził jej palcem, a ptak wtulił zaraz głowę w pierze. Jakiś stary, gadatliwy Rosjanin mówił do pana domu, który nie słuchał go wzgardliwie i jął śpiewać drugą zwrotkę.
Miał piękny, dźwięczny baryton, ale Krystjan dosłyszał w nim coś odpychającego. Tosamo tliło w napół
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/169
Ta strona została przepisana.