Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/170

Ta strona została przepisana.

rozwartych, złych, smutnych i gardzących oczach, oraz szlachetnie rzeźbionej twarzy młodzieńca ośmnastoletniego, kryjącej doświadczenie wyuzdanego starca, oraz w długich płazowatych jakby, nerwowych dłoniach i słodkawym, znużonym, dowcipnym uśmiechu.
Wigumiewski, Maelbeckowie, kapitan i Tavera zasiedli w przyległym pokoju do bakareta. Poprzez pieśń dolatał brzęk złota i szmer kart. Te dziwne odgłosy wzburzyły papugę, tak że zapominając o przestrodze, zawrzasła znowu obrzydliwie. Zenejda rzuciła jej gniewne spojrzenie i przez sekundę skurcz palców uniemożliwił granie.
Szilagin podniósł się, chwycił ptaka jedną ręką za nogi, drugą za głowę i jednym obrotem skręcił kark papudze, wrzeszczącej przeraźliwie i broniącej się zaciekle. Zielony zewłok cisnął z wyrazem obrzydzenia na ziemię, polem zaintonował zwrotkę trzecią.
Zenejda rzuciła mu spojrzenie zadowolenia. Gadatliwy Rosjanin, napastujący teraz rzeźbiarkę, umilkł znagła. Wilk ziewnął i oparł łapę na ramieniu swego pana, dla okazania dobrych chęci.
Krystjan patrzył na martwego ptaka, który leżał rozczapierzony i w świetle błyskawic muskającem posadzkę lśnił, niby ogromny szmaragd fantastyczny.
Nagle papuga ta wydala mu się uosobieniem wszystkiego co wstrętne, puste, kłamliwe, wystrojone i niebezpieczne w tem środowisku.. Spojrzał na Szilagina, Gamaleję z gitarą, gadatliwego starca, graczy i obrócił się plecami. Gryzło go w gardle i piekło w oczach.
Przystąpił do okna. Deszcz szemrał po liściach drzew i rozlegały się grzmoty. Nagle zadał sobie pytanie, skąd się bierze to zło i dlaczego tak trudno otrząsnąć się z niego.