Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/172

Ta strona została przepisana.

Spostrzegłszy starą kobietę, przyłączył się do niej. Nagle jednak, z dzikim śmiechem zboczył w ulicę i poszedł dalej sam.
Maszerował tak przez sześć godzin i o drugiej nad ranem stanął w Heyst. Mózg skurczył mu się w jakąś gruzłę bezświatła, ni myśli.
Szare zwały chmur wydały mu się z postaci ciałami kobiet. Odczuwał głuche pożądanie być kędyś, daleko, w kraju miłości, której nie zaznał.
Stanąwszy u kraty domu, spojrzał w okna Krystjana. Były otwarte i oświetlone.
— Bracie! Bracie! — jęknął.
Krystjan przystąpił do okna, a na ten widok uczuł Amadeusz szaleńczą nienawiść.
— Strzeż się, Wahnschaffe! — krzyknął.
Krystjan odstąpił od okna i po chwili stanął w bramie. Amadeusz czekał nań, zacisnąwszy pięści. Gdy jednak podszedł bliżej, obrócił się i uciekł. Krystjan patrzył za nim w ulicę. Amadeusz kroczył coraz wolniej, a on ruszył jego śladem.
Po bezcelowej włóczędze, uczuł Amadeusz palące pragnienie. Przystanął przed knajpą marynarską i wszedł po namyśle. Kazał sobie podać grog, ale go nie tknął. Kilku ludzi siedziało przy stolikach. Trzej spali pijani, reszta gapiła się tępo z oszołomienia.
Gospodarz, typowy łotr z wejrzenia obejrzał późnego gościa w eleganckiej odzieży, z pobladłą, zniszczoną twarzą. Osądził, że to musi być człowiek, któremu zagraża stryczek i dał znak kelnerce czarnowłosej, brudnej Walonce, by się doń przysiadła.
Istotnie zbliżyła się bezczelnie, zaczynając rozmowę. Nie rozumiał. Wybuchnęła prostackim śmiechem i położyła mu dłoń na kolanie. Piersi jej poruszały się za