Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

Krystjan rzekł do siebie:
— Sądzę, że trzeba rzucić pierścień do studni...
— Jeśli pod tem rozumiesz, że powinieneś sobie wybić z głowy niesłychaną czarodziejkę, to mogę tylko pragnąć, by Bóg pobłogosławił twój zamiar! — oświadczył Crammon.
— Człowiek trzyma się i czepia wszystkiego, bowiem straszno mu uczynić krok w świat nieznany... — powiedział znowu do siebie.
Crammon milczał przez chwilę nachmurzony, potem odkrząknąwszy, spytał:
— Czyś słyszał o homeopatji? Wytłumaczę ci co to jest. Jest to leczenie środkami podobnymi do choroby. Jeśli sobie zepsułeś żołądek, a ja ci napakuję doń bakteryj gruźliczych, to będzie homeopatja, czyli wypędzanie djabła belzebubem... Rozumiesz?
— Chcesz mnie kurować? Z czego? Czem — spytał Krystjan z uśmiechem.
Crammon przysunął się, położył mu dłonie na kolanach i rzekł chytrze:
— Mam coś dla ciebie, mój drogi. Kobieta jest w twej kabale, jak się to mówi. Tęskni, szaleje, umiera z niecierpliwości, by cię poznać. Typ zgoła odmienny, coś małego, pieprznego, komicznego, coś co jest niemal dwupłciowe, wrażliwe, roztrzepane, kanciaste, brzydkie, ale pełne uroku. Pochodzi z mieszczaństwa, ale rękami i nogami broni się, by nie być perłą w świńskiem korycie. Masz zajęcie, tresurę, odmianę, odświeżenie. Nie na długo, przypuszczam, ot rozrywka wakacyjna, ale pouczająca i arcyhomeopatyczna.
Ariel, to cud, gwiazda, niebiańska pieczeń, ale nie strawa codzienna, którą by żyć można. Zstąp bracie z obserwatorjum, przestań patrzeć na owo miraculum