a na myśl, jak wyglądają bez odzienia, uczuł dreszcz zimny. Dał przeto wszystkiemu pokój i odszedł, pod osłona zmierzchu.
Ręce mu cuchnęły. Kroczył ulicami pustemi, które nie widziały tego, co zaszło.
Amadeusz, dawno już uciekłszy, czekał pod hotelem, gdzie stała cała kolumna automobilów, mających towarzyszyć Ewie do Niemiec. Byli tu również Crammon i Joanna Schöntag.
W Rio de ta Plata zaczęły się w październiku upały, tak że nie można było wychodzić z domu, a przez otwierane okna buchał do wnętrza żar. Pewnego dnia, chcąc wpuścić trochę powietrza, otwarła Letycja okiennicę i zaraz padła zemdlona.
Tylko w aleji palmowej, nad rzeką, panował wieczorem chłód. Tam też wymykała się o zmierzchu w towarzystwie młodej swej szwagierki Esmeraldy. Przy drodze było kilka ranczów, to znaczy nędznych dziur w ziemi, gdzie mieszkali krajowcy.
Letycja widziała raz tych ludzi, przybranych odświętnie i popijających wesoło. Na pytanie o przyczynę, powiedziano jej, że zmarło dziecko.
— Zawsze biesiadują wesoło, gdy ktoś umrze! — rzekła Esmeralda.
— Jakże smutnem musi być ich życie, skoro tak kochają śmierć! — odparła Letycja.
Aleja palmowa była terenem zabronionym. Grasowali tam ludzie podejrzani, a z nasłaniem ciemności krzaki nabierały życia. Niedawno przychwyciła tam konna policja hiszpańskiego marynarza, który popełnił