mord w Galwestown. Letycja marzyła teraz o nim. Popełnił zbrodnię z zazdrości i był tragicznie piękny.
Pewnego wieczoru napotkała w aleji młodego oficera marynarki, przebywającego w gościnie w sąsiedniej estancji. Zamienili spojrzenia, on zaś starał się od tej pory zbliżyć do niej. Pilnowana, niby Turczynka w haremie, postanowiła wywieść w pole stróżów swoich, zakochała się w oficerze, nadała mu postać bohatera i ogarnęła ją tęsknota.
Było coraz goręcej, Letycja nie mogła sypiać, moskity brzęczały, ona zaś kwiliła, niby małe dziecko. W dzień zamknięta w swym pokoju, rozbierała się do naga i legała na kamiennej posadzce.
Raz leżała tak na brzuchu, z rozpostartemi ramionami i dumała nad tem, że jest przeklętą królewną w przeklętym zamku.
Nagle zastukano do drzwi i Stefan zawołał na nią. Podniosła leniwo głowę, spozierając z pod opadających ciężko powiek po swem nagiem ciele.
— O jakże nudno żyć z jednym! — pomyślała. — Muszę mieć innych jeszcze.
Nie odpowiedziała na wołania i opuściła głowę, tuląc gorący policzek do gorącej skóry przedramienia.
Strażnik haremu jął prosić o wpuszczenie, ale nie otwarła mu.
Po chwili usłyszała[1] w podwórzu hałas, śmiech, strzelanie z bata, wystrzały, oraz straszny wrzask zwierząt. Zerwała się przerażona i zarzuciwszy jedwabny szlafroczek, wyjrzała drzwiami werandy.
Stefan związał za ogony dwa koty zapomocą lontu, u którego zawiesił łatwo zapalne ognie sztuczne. Gdy wybuchające rakiety zaczęły palić sierść, a tlejący lont wżarł się w ciało, oszalałe z bólu zwierzęta przewra-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – usłyszała.