Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/200

Ta strona została przepisana.

oficerskim, który przybierał w chwilach podniecenia:
— Dość paplaniny! To niczego nie naprawi!
Wsunął rękę pod ramię Weickhardla, a wyprowadzając go z terasy, na której zaczęli się ukazywać inni goście wyrecytował tymsamym wrzaskliwym tonem, nic sobie z nikogo nie robiąc, wiersz Hoelderlina:
— Kto nosi broń przeciwko tym co żyją, ustawicznie będąc w wielkim z ludźmi sporze, gorzeje, a zaś jego kwiat pokoju, subtelny kwiat nie żyje długo, ach nie żyje...

7.

Pierwszego zaraz wieczoru w Hamburgu, wziął Crammon lożę w teatrze i zaprosił Krystjana, Joannę, oraz pana Livholma, jednego z dyrektorów „Lloydu“. Poznał go w hotelu, gdzie był, celem powitania Ewy, że zaś spodobał mu się i miał jaką taką prezencję, przeto użył go, jak się wyraził za neutralną kukłę dla wytworzenia atmosfery niewinności.
— W sprawach towarzyskich jest tak jak w kuchennych! — mawiał. — Pomiędzy dwie potrawy ciężkie i zawiesiste trzeba wsunąć coś piankowatego, co powierzchownie jeno drażni podniebienie. Inaczej niema stylu.
Dawano przeciętną komedję. Krystjana nudziło to, ale Crammon uważał za swój obowiązek okazywać łaskawą, dyskretną wesołość i kułakiem zachęcał przyjaciela, by czynił tosamo. Bawiła się tylko Joanna, a mianowicie jednym z aktorów w roli poważnej, który mówił tak głupio i napuszyście, że ile razy wystąpił, musiała chustką tłumić śmiech.
Krystjan muskał ją czasem chłodnem spojrzeniem