z pod oka, jak to czynił od pierwszej chwili spotkania jej w towarzystwie Ewy.
Czuła ten chłód i rozczarowanie ściągało jej nieznacznie usta.
Jakby szukając ratunku, szepnęła właściwym sobie tonem:
— Strasznie komiczny jest ten człowiek, nieprawdaż?
— Jest istotnie godny widzenia! — rzekł Crammon z ugrzecznieniem.
Nagle otwarto drzwi loży i wszedł Amadeusz. Miał smoking i lakiery, jak przystało, ale nikt go nie zapraszał, ni oczekiwał. Spojrzeli ze zdumieniem, on zaś złożył ukłon i całkiem spokojnie utkwił oczy w scenie.
Crammon zerknął na Krystjana, który wzruszył ramionami. Po chwili wstał Crammon i ruchem szyderczym ofiarował swe miejsce Amadeuszowi. Potrząsnął głową odmownie, zaraz jednak wpadł w obłudną uniżoność i jął bąkać:
— Byłem w krzesłach, a zobaczywszy państwa przyszedłem złożyć uszanowanie. Rzecz prosta.
Crammon wyszedł nagle i zaraz usłyszano jak łaje w głos dozorcę loży. Joanna spoważniała, zapatrzyła się z roztargnieniem na widownię, Krystjan skurczył ramiona jakby dla obrony, a siedzący obok jęli się niecierpliwić hałasem, przez Crammona wywołanym. Pan Livholm czuł także, że zmąconą została atmosfera poprawności. Jeden tylko Amadeusz był zupełnie spokojny.
Stojąc za Joanną mówił do siebie:
— Włosy tej dziewczyny pachną, tak że się w głowie mąci.
Po zapadnięciu kurtyny na przerwę, wyszedł i nie wrócił już.
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/201
Ta strona została przepisana.