Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/215

Ta strona została przepisana.

się do przyjemnostek, słodyczy i ułatwień życia powszedniego, a czuje jak dawniej pociąg do swobody bezkresnej, nie chcąc słyszeć o łańcuchach i strażniku.
To rozważanie napełniło troską Emanuela Herbsta.
Nieraz wspominała Judyta sen swój, jak to leżąc obok ryby, biła ją rozwścieklona chłodem, mokrych, śliskich łusek, opalizujących na grzbiecie.
Leżała jednak dalej przy rybie, biła ją, zaś ryba była coraz to pokorniejszą i stawała się coraz to bardziej jej własnością.
Nieustannie myślała nad tem, że jest biedna, zubożała, zależna i niezaopatrzona. Dręczona tem zwierzyła się raz gospodyni, która rzekła ze zdziwieniem:
— Wszakże pan, poza pensją osobistą pani, daje dwa tysiące miesięcznie na dom. Po cóż tedy trapić się takiemi myślami.
Spojrzała na nią podejrzliwie. Wogóle podejrzywała każdą osobę przez siebie opłacaną i na samą wzmiankę o pieniądzach miała wrażenie, że ją okradziono.
Pewnego dnia zrobiła kucharce, czwartej już z rzędu, awanturę o dwanaście kawałków cukru, z których nie mogła się wyrachować i usłyszała słowa, jakich nikt jej dotąd powiedzieć nie śmiał.
Sekretarka zapodziała raz gdzieś kluczyk. Gdy go wreszcie znaleziono, rzuciła się Judyta do szuflady, by zbadać, czy nie brak papieru listowego, ołówków i piór.
Gospodyni kupiła dwadzieścia metrów płótna, po cenie, rzekomo, zbyt wysokiej. Judyta wzięła dorożkę, kosztującą więcej niż spodziewany zysk na cenie i tak długo dręczyła kupca, aż wreszcie opuścił.
Opowiedziała to wieczór z triumfem Lormowi. Jakoś zapomniał pochwalić, ona zaś wstała obrażona od stołu, zamknęła się u siebie i legła do łóżka. Zawsze