Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/231

Ta strona została przepisana.

— Chcę się zapylać, — zaczął zcicha, — co znaczy owo miano Eidolon, które mi nadałaś w swoim czasie. Przychodzę z tem za późno i wiem, że jest to nierozsądne, ale ile razy o tem pomyślę, doznaję wielkiej udręki, toteż radbym otrzymać wyjaśnienie.
Zuzanna roześmiała się nieznacznie. Tak bardzo spóźnione, a tak nagłe pytanie, brzmiało istotnie wielce naiwnie. Ewę także ubawiło to, ale nie dala poznać po sobie. Spojrzała na swe ręce i rzekła:
— Nie łatwo mi przyjdzie wyjaśnić. Jest to rzecz, którą się składa w ofierze, albo bóstwo, które ofiarę przyjmuje, także piękny, wesoły genjusz. Można z tych określeń wybrać jedno, albo dwa razem. Zresztą pocóż wspominać? Niema już Eidolona. Stłukł mi się, a nie lubię patrzeć na skorupy. Są brzydkie.
Przebiegł ją dreszcz, oczy zabłysły i powiedziała Zuzannie:
— Nie budź mnie jutro. Sama się zbudzę. Źle sypiam teraz i dopiero nad ranem znajduję odpoczynek.

16.

Krystjan wracał kurylarzem. Nagle spostrzegł, że ktoś stoi nieruchomo w półcieniu. Poznał Joannę i nabrał odrazu pewności, że czeka tu na niego.
Oczy miała spuszczone, a podniosła je dopiero, gdy przed nią stanął. Wargi jej drżały, jakby pytaniem. Wiedziała co zaszło pomiędzy Krystjanem i Ewą. Zachwycona poprzednim ich stosunkiem, zrozumieć nie mogła tego co się dzieje obecnie.
Dumna i wrażliwa, kochała dumnych i żal ją ogarniał, gdy godność osobistą narażono na szwank. Idealizowała pojęcie wykwintu, a gdy go zapoznawano, na