Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/236

Ta strona została przepisana.

Popatrzył, potem zaś zalecił Letycji uczynić tosamo. Zobaczyła jakaś mleczna masę i podskakujące płomyki.
— Czy to są gwiazdy? — spytała melancholijnie.
Pestel jął opowiadać o gwiazdach, ona zaś słuchała z rozbłysłemi oczyma, chociaż nie obchodziło ją zgoła ile miljonów mil dzieli Syrjusza i Abdebarana od zieci[1] i co oznacza tajemniczy wór węgla południowej półkuli nieba.
— Ach! — westchnęła tonem pobłażliwym rozmarzonego skeptycyzmu.
Porzucając sprawy wszechświata, zaczął teraz młodzieniec opowiadać dzieje życia swego, oraz zaręczył, że od kiedy ją ujrzał marzy o niej dniem i nocą.
Siedziała cicho, jak myszka, by go nie sprowadzić na inny temat i nie spłoszyć miłosnego nastroju.
Jako człowiek sumienny ułożył cały plan. Po sześciu miesiącach powróci, uzyska rozwód formalny i poślubi Letycję. Porwanie przewidywał tylko w ostateczności.
Oświadczył, że jest biedny i posiada tylko nie wielki kapitalik w banku w Sztutgardzie.
— Ach! — szepnęła znowu, ze zdziwieniem i smutkiem. — To nic. Jestem bogata! Ciotka moja, hrabina Brainitz podarowała mi wielki las, na wiano.
— Las? A gdzieżto? — spytał z uśmiechem.
— W Niemczech, pod Heiligenkreuz w okręgu Rhoenu. Jest ogromny i dostaniemy za niego dużo pieniędzy. Nie byłam tam, ale mi opowiadano, że znajdują się w nim pokłady rudy. Trzeba to tylko znaleźć i wykorzystać, a wówczas lepiej się na tem jeszcze wyjdzie, niż na sprzedaży.

Był to wytwór jej własnej fantazji, który z czasem przybrał kształt rzeczywistości. Nie kłamała wcale,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – ziemi.