Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/237

Ta strona została przepisana.

wierząc ślepo własnym słowom, zapomniawszy już czyje są.
— Byłoby to szczęściem niewysłowionem! — rzekł Pestel w zadumie.
Wzruszyło ją to, zaczęła szlochać i padła mu na piersi. Życie miała tak ponure i tak pełne niebezpieczeństw. Rozczarowała się zupełnie, nadzieje popękały, niby bańki mydlane. Płakała, drżąc ze strachu przed ludźmi i losem i pożądając silnych ramion męskich, w których by się czuć mogła bezpieczną.
Wstrząśnięty tem Pestel objął ją i odważył się pocałować w czoło, a gdy załkała silniej jeszcze, złożył pocałunek na jej ustach. Uśmiechnęła się, on zaś zaprzysiągł miłość dozgonną.
Wyznała, że zaszła w ciążę z mężem, którego nie kocha, on zaś przycisnął ją do łona i oświadczył, że jej ( dziecko uważał będzie za swoje.
Czas naglił, trzeba było wracać. Zeszli na dół, trzymając się za ręce i rozstali, przyrzekając pisywać codziennie.
— Wsiądę na okręt, gdy tylko wróci z Afryki i uciekniemy oboje! — postanowiła, wracając zwolna chłodną nocą przez pampasy. — Ach, żeby to już było po wszystkiem! — westchnęła strapiona i zbolała.
Ogarnęła ją ciekawość, jak się Pestel weźmie do rzeczy, by pokonać trudności. Uwierzyła weń i jęła snuć ponętne obrazy przyszłości.
W estancji zauważono jej nieobecność i rozesłano ludzi na poszukiwanie. Okrężną drogą dotarła do domu i swego pokoju, poczem pokazała się wszystkim, z miną zgoła niewinną.