niecznie kogoś, ktoby powiedział, że mi zimno, lub gorąco.
Tak melancholijny żywot, głęboko wzruszył Ewę.
— Czemuż dusisz się tak? — zawołała. — Czemu się kryjesz i nie pozwalasz sobie na pełną wesołość?
— Czyż nie wiesz, że jestem żydówką? — odparła.
— I cóż z tego? — zdziwiła się Ewa. — Wybitni ludzie, jakich znam, to przeważnie żydzi. Najdumniejsi są, najpłomienniejsi i najmędrsi.
Joanna potrząsnęła głową.
>— W wiekach średnich musieli żydzi nosić żółte łaty na odzieży. Ja mam taką łatę na duszy.
Ewa przebierała się na poobiednią herbatę przy pomocy Zuzanny.
— Cóż tam u was nowego? — spytała, wyjmując zapinki z włosów.
— To co dobre, nie jest nowe, a co nowe nie jest dobre! — odparła Zuzanna. — Twój nadworny błazenek, Joanna, ma stosunek miłosny z monsieur Walinschaffem. Kryją się z tem, ale już zaczynają krążyć wieści. Nie rozumiem, doprawdy, jak mógł tak prędko pocieszyć się. Zawsze mówiłam, że brak mu sprytu i serca. A w dodatku gdzież podział oczy?
Oblana ciemnym rumieńcem Ewa, pobladła teraz.
— To kłamstwo! — rzekła dobitnie.
— To prawda! — potwierdziła Zuzanna. — Zresztą zapylaj. Nie sądzę, by zaprzeczyła.
W chwilę potem wślizgnęła się do pokoju Joanna. Miała pojedyńczą, czarną, aksamitną suknię, w której doskonale jej było. Ewa siedziała jeszcze przed zwierciadłem, a Zuzanna fryzowała ją. Czytała książkę i nie podniosła oczu.
Obok niej stała otwarła szkatułka z klejnotami.
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/243
Ta strona została przepisana.