Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/253

Ta strona została przepisana.

Proszę wypocząć. Może pani chora? Mogę wezwać lekarza.
Roześmiała się cicho, a szyderczo. Bił od niej odór wódki.
— Ready! — powtórzył Crammon.
— Chodźmyż już! — powiedział Krystjan, z trudem tłumiąc odrazę.
Słowa jego i ton głosu wywarły na Karen tosamo wrażenie, co poprzednio jego piękność. Ruszyła przed się, jakby ją ktoś od tyłu popychał.
Zaspany portjer w pantoflach stal u bramy, a pokorna uprzejmość jego była wymownem świadectwem, że Crammon wiedział, jak gadać z ludźmi.
— Numer czternasty na drugiem piętrze wolny! — oświadczył.
— Proszę posłać jutro kogoś do mieszkania i zabrać rzeczy! — doradził jej jeszcze Crammon.
Nie dosłyszała tych słów, zda się. Bez pożegnania, spojrzenia, czy podzięki, prowadzona przez portjera, skierowała się ku schodom zasłanym brudno czerwonym chodnikiem, a kauczukowe wiśnie bębniły zcicha po skórze kapelusza. Za chwilę postać jej znikła w ciemni.
Crammon odetchnął głęboko.
— A teraz, za wszelką cenę, cztery koła!
Na rogu ulicy znaleźli dorożkę.

21.

Krystjan wrócił do hotelu i zdumiał się wielce, ujrzawszy w blasku zaświeconej lampy elektrycznej, siedzącą przy stole Joannę.
Przysłoniła dłonią oczy, a on zatrzymał się przy