Ale jesteś dziś w dobrym humorze, jak widzę, drogi Krystjanie. Dawno cię takim nie widziałem.
— O tak! — przyznał, pokazując w uśmiechu, wielkie, lśniące, białe zęby. — O tak! Powodzi mi się doskonale! — powtórzył i raz jeszcze podał rękę zdumionemu przyjacielowi.
— Pogodziłeś się tedy z tem, co nieuniknione? — badał dalej Crammon i wskazał palcem na sufit.
— Krystjan odgadł ten gest.
— Zupełnie! — odparł wesoło. — Choroba pokonana.
— Brawo, brawo! — uradował się i jął filozofować żartując ochoczo. — Powtarzam, com już raz mówił. Ariel to gwiazda i koniec. Istnieją gwiazdy błogosławione, zamieszkałe przez dobre duchy i złowrogie, gdzie żyją demony. Niechże sobie radzą same. Gdy się pobiją, lub zderzą, następuje katastrofa kosmiczna, ale nic nas ona nie obchodzi, jako śmiertelników. Jesteś śmiertelnikiem, coprawda uprzywilejowanym, gdyż danem ci było polować w boskim rewirze, ale co za dużo, to za wiele. Nie zdzierżysz autokracie moskiewskiemu. Zygfryd zdoła pokonać smoka, ale gdy Lucyper wpadnie na miotającym płomienie koniu, odbierze mu napewne piękną skórę i sprzeda na targu. Bardzo to mądre, żeś się wycofał. Za pomyślność twoją w przyszłości, drogi przyjacielu!
Krystjan podszedł do bufetu, gdzie rozłożono wspaniałe owoce na sprzedaż. Wiedząc jak dalece przepada za tem Crammon, wziął spory koszyczek, położył pośrodku piękny, na pół przekrojony ananas o wabnym, złotym miąższu, otoczył go czterema kalwilami wielkiej piękności, następnie zrobił wieniec z sześciu wielkich, francuskich brzoskwiń, a na zakończenie umieścił w koszyku, siedm ogromnych kiści winogron. Do-
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/261
Ta strona została przepisana.