Przerażony, pełen wstydu, ojciec, przekonał się, że tego chłopca zmusić do niczego, żadnym sposobem nie można.
Zdarzenie to wróciło mu teraz właśnie na pamięć i dlatego zrezygnował raz na zawsze z użycia przemocy.
Przed paru miesiącami napisał doń, prosząc by przyjechał, wyjaśnił sprawę i wyzwolił rodzinę z beznadziejnej niepewności, zwłaszcza matkę, która cierpi bez winy. Na to odpisał Krystjan lakonicznie, że przybycie jego nie miałoby celu, niczego wyjaśnić nie może, rodzina nie ma żadnej podstawy do jakichkolwiek obaw, jest w najlepszym nastroju i prosi tylko, by go zostawić własnym losom.
Jakiż sens miało atoli to co czynił? Gdzie klucz zagadki? Czyżby w stuleciu panowania wszechwładnej wiedzy zajść mogła laka mistyczna przemiana osobowości?
Wyobrażał sobie, jak Krystjan kroczy wieczór długiemi nieskończenie ulicami, zachodzi do najmarniejszych garkuchni, wyobraził sobie jego konwencjonalnie uprzejmą minę, dumnie, chłodno, patrzące oczy, białe, silne zęby... a wszystko to razem napawało strachem. Cóżby uczynił, spotkawszy go?
Atoli może właśnie trzeba było doń jechać? Może ponura ta wizja wywołaną została tylko przez oddalenie, a zetknięcie nastręcza łatwe i proste rozwikłanie?
Myśl ta wgryzła mu się w mózg, wypływała raz po raz, dręcząc niesłychanie w snach, podczas bezsennych nocy, wśród rozgwaru interesów, w rozmowach z ludźmi wszędzie, o każdym czasie, przez całe tygodnie i miesiące.
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/275
Ta strona została przepisana.