Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Za jeden, jedyny djament przeszło pół miljona! Sądziłem, że jest to gazeciarska blaga. Czy mógłbym kiedyś zobaczyć ten kamień? Czy mi go pan pokaże?
Twarz jego wyrażała taką otwartość, pożądliwość, a jednocześnie tyle było w niej szyderstwa, że Krystjan zdumiał się.
— Chętnie, jeśli pan pofatyguje się do mnie, — odparł, jednocześnie atoli postanowił zlecić służbie, by oświadczyła, że go niema, gdyby Amadeusz przyszedł naprawdę.
Tknęła go tajemnica, głębia rozwarła się, ramię jakieś sięgnęło po niego.

10.

Pewnej nocy zbudziła się Letycja. Usłyszała szybkie, posuwiste siąpania, zadyszane oddechy ściganych, szepty i chrypliwe klątwy, to blisko to znów dalej. Usiadła w łóżku, nadsłuchując. Sypialnia jej zwrócona była na wolną przestrzeń, a drzwi wiodły ku krągłej werandzie, otaczającej całe piętro domu.
Niebawem rozebrzmiały spieszne kroki. Dostrzegła postacie, zarysowane czarno na ciemni szybko przebiegające. Jednę, dwie, trzy, po chwili zaś czwartą. Bała się, nie mając jednak odwagi wołać. Stefan, spał w pokoju przyległym, a budzić go było zarówno dla niej, jak i dla innych rzeczą niebezpieczną, zacząłby bowiem ryczeć jak wół i drgać całem ciałem, niby pajac na sznurkach.
Na tę myśl roześmiała się i przejął ją dreszcz.
Zwalczając strach wstała, zarzuciła szlafrok i wyszła odważnie na werandę. W tej chwili rozstąpiły się