Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/283

Ta strona została przepisana.

ny wyklętych przez Pana, zbyt dużo minęło nocy męczarń, kiedy to jęczałem pod brzemieniem grzechów, by nie widzieć wyraźnie, że ta przeklęta baba, wężowym ruchem wpełzłszy do środka ciężkości, odpoczywa po złem, zbierając siły do nowego zła.
Zapragnąłem iść precz. Nie był to widok dla mnie. Obawiałem się, że dusza ponownie wzbierze mi jadem, a serce stanie się znowu kawałkiem cuchnącego mięsa. Oświadczyłem Krystjanowi, że ustępuję z placu, on jednak powiedział, że się wyprowadza, gdyż jest mu tu niemiło. Zaproponował mi, bym został, ja zaś sądziłem, że brak mu pałaców dawnych, że mu tutaj zbyt ubogo i ciasno.
Atoli, ku memu wielkiemu zdumieniu, najął lichsze mieszkanie, a po tygodniu jeszcze nędzniejsze, tak że w końcu znalazł się wraz z Karen na północnym skraju miasta w wielkich koszarach czynszowych, gdzie dotąd mieszka. On zajmuje nędzną stancję w parterze na froncie, ona dwa pokoiki w oficynie trzeciego piętra.
Nie uwierzyłbym nikomu, nie widząc na własne oczy. Matka Karen, wdowa, wpadła z tego powodu we wściekłość. Nie jestem w stanie powiedzieć pani co to za osoba, poznałem ją. Brał Karen, wyrzutek społeczeństwa, jął napastować Krystjana i miotać pogróżki. W tej to norze przygotowuje się do wykładów i śpi na starej, skórzanej kanapie, rozpieszczony ulubieniec świata, pierwowzór sfery swojej, smakosz, uwodziciel, Adonis i Krezus. Przerażają Panią, sądzę, te wrzaskliwe słowa i zastygają w głowie wszelkie pojęcia.
Przybądź Pani, przybądź popatrzyć na cud, na narodziny zakonnika, pustelnika w nowym stylu, na tę ponurą farsę. Przybądź Pani, potrzebne tu może serce, które dlań dawniej biło. Oczy ze świata tamtego będą