Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/285

Ta strona została przepisana.

otchłannych, ale okazał się silniejszym, popchnął mnie ku zgubie, zwalił do saturnalji tak, że wobec ziemskich uciech, zapomniałem wiekuistego zbawienia. Był mi jako cień, a dziś, sam się cieniem siałem, on zaś urąga świętości, przedrzeźniając ją.
Zaliż on wie coś o toporze i pierścieniu? Ja wiem. Cóż wie oznakach i symbolach, które świecą, jak pochodnie, czasu omglenia zmysłów? Dla niego wszystko jest rzeczywistością, n. p. gwóźdź, i deska, dzwon i metr, kamień i korzeń, kielnia i młot. To wszystko dla niego istnieje, a dla mnie, nic. Rzym i Galilea wstają do walki na nowo. Z niego promieniuje męka i to mnie doń pociąga, jakbyśmy byli zbratani, zrośnięci, jakbyśmy wyszli z tegosamego łona, a nie możemy się mimoto wzajem znaleźć i zrozumieć.
Czemuż się trzyma tej kobiety? Czego oczekuje? Mówi o niej z napięciem zaciekawienia. W tem właśnie cala rzecz. Zaciekawiały go dawniej pałace, dziś nęcą spelunki, przedtem obcował z hrabiami, śpiewaczkami, kawalerami i strojnemi w perły kokotami, teraz się czuje dobrze między pijakami, kobietami wyszłemi ze szpitala, sutenerami i ulicznicami.
To wszystko ciekawość lego, co mieści w sobie silę, gdzie ma źródło cierpienie i gdzie tkwi wiedza. Widziałem jak mu oczy błyszczały gdym mu opowiadał o śmierci upadłej dziewczyny, o utonięciu głuchoniemego chłopca, mego rodzonego brata, co sam spowodował i o samobójstwie innego, którego w młodości przyprawiłem o śmierć.
Widziałem go, gdy oglądał swoje klejnoty, obrazy, srebrne zastawy, kwiaty swych ogrodów i cenne książki. Wszystko to przesiało go już zajmować, nato-