Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/300

Ta strona została przepisana.

gować, a potem wypaplać. Tego panu trzeba? Nie... tego nie uczynię za nic. Ale spylaj pan innych, a oni powiedzą napewne. Na przykład przyjaciel od serca Voss, zwróć się pan do niego! — łypnęła oczyma, wymawiając to nazwisko. — On ma laką minę, jakby jadł łyżkami mądrość świata, a traktuje człowieka jak psa, tak że zbiera chętka palnąć pięścią w nos. Jego pan zapylaj, gdzie się podziewają pieniądze. Ja ich nie biorę, ale Voss wie coś o tem.
— Przecenia to pani, zaiste! — wtrącił Girke fachowo. — Nie ulega wątpliwości, że Voss jest przyczyną wszystkiego złego, ale tak jak dziś rzeczy stoją, niczemby była kwota dziesięćkroć większa od pochłanianej przez niego. Może pani być co do tego spokojna. Muszą gdzieś być inne, dużo gorsze pijawki.
— To co pan bajdurzy jest mi zupełnie niezrozumiałe! — zauważyła Karen, pokazując żółte, złe zęby.— Proszę przetrząsnąć szafę, lub materac. Może się panu mieszkanie wydaje zbyt wykwintnem? A może suknie są za kosz łowne? Może mam drogie klejnoty na sobie? Czyś pan widział norę u Giseviusa, gdzie śpi ten wielki magnat? Kolosalny luksus, nieprawdaż? Myszy tam nawet wytrzymać nie mogą. Niedawno widziałam jedną zdechną z głodu. Człowiek normalny boi się myszy, jemu to jednak obojętne. Straszne to, gdy się pomyśli jak on żył do niedawna. Podobno po królewsku. Miał pałace, urządzał polowania, jeździł własnemi autami i posiadał najpiękniejsze kobiety, które się doń zlatywały. Żadnej troski, zgryzoty, chmurki, zawsze nadmiar, pieniądze, ubrania, jedzenie, napitki, przyjaciele, służba... a teraz jest u Giseviusa, gdzie myszy zdychają.
Płonącemi oczyma patrzyła na Girkego, nie widząc go już prawdopodobnie. Nie mówiła do tego znajome-