Skaleczyła się rozduszoną perełką. Krystjan otarł krew chustką od nosa. Przyjęła to obojętnie, zapatrzona w napływające i znikające znów obrazy. Krystjan czekał z napięciem, wstrzymując oddech, a na ustach miał zwyczajny, dwuznaczny uśmiech, maskujący zaciekawienie.
Rzekł zcicha:
— Teraz masz coś określonego na myśli, Karen.
— Tak mam! — przyznała, blednąc strasznie. — Chciałeś się dowiedzieć historji Hildy Karsten i tokarza. Matka moja żyła wówczas z tym tokarzem, Hilda miała lat piętnaście, a ja trzynaście. Byłyśmy ciągle razem, a jednę nawet noc spędziliśmy na wydmach, w czasie burzy.
Biegali za nią mężczyźni, gdyż była bardzo przystojna, ale ona drwiła z każdego, mówiąc: — Gdy będę miała ośmnaście lat, wyjdę za kogoś, kto czemś jest i coś umie. Dajcież mi narazie pokój. Pewnego dnia odbyła się zabawa w gospodzie Hófingera, a matka pomagała w przyprawianiu ryb. Ja nie poszłam wcale. Nigdy się dowiedzieć nie mogłam jak Hilda dotarła aż do kurhanów nadbrzeżnych. Uległa może dobrowolnie naleganiom Michała, syna sternika, którego nikt już polem nie widział, oczywiście. Tam, na kurhanach musiał jej zadać gwałt, gdyż inaczej nie byłaby skoczyła w morze. Znałam Hildę Karsten. Nie było z nią żartów. Wieczór fale wyrzuciły na brzeg jej zwłoki. Byłam przy tem i padłszy na zmarłą, zatopiłam palce w jej włosach. Oderwano mnie, ale przypadłam ponownie, tak że trzech mężczyzn musiało mnie odprowadzić. Matka zamknęła mnie, dając soczewicę do przebierania, ale wyskoczyłam oknem i pobiegłam do domu
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/312
Ta strona została przepisana.