Becker zaprzeczył gestem.
— Dawni przyjaciele odwrócili się już odemnie! — rzekł. — Wnętrznie jestem z nimi dotąd zrośnięty, mimo że już nie podzielam ich zapatrywań.
— Czyż koniecznie trzeba być jednych z przyjaciółmi poglądów? — wtrącił Krystjan.
— Oczywiście, o ile dotyczą samego celu życia. Zależy to zresztą od stopnia miłości. Usiłowałem ich sobie pozyskać, ale zbrakło mi koniecznej siły. Oni tego, poprosili nie rozumieją. A teraz uczuwam potrzebę zbudzenia ze snu człowieka wtedy tylko, gdy głupotę swoją przyodziewa w szalę polemiki, tak, gdy mi jest tak bliski, że każdy rozdźwięk niweczy mi spokój i uciska serce.
Krystjan nietyle zwracał uwagi na treść słów, ile na ton, miękkość głosu, przenikliwe, a jednak błędne spojrzenie i chorobliwie ściągnięte rysy twarzy. Myślał:
— Wszystko co o nim mówią jest kłamstwem!
I wielkie doń powziął zaufanie.
Pewnej nocy, podczas przechadzki, zaczął Becker mówić o Ewie Sorel.
— Osięgła ona niezwykłe stanowisko! — powiedział. — Podobno rządzi teraz Rosją i ma decydujący wpływ na dyplomację europejską. Żyje wśród bajecznego wprost luksusu. W. Książę podarował jej słynny pałac księcia Birona. Złowrogie wspomnienie budzi to nazwisko i gmach.
Przyjmuje ministrów i ambasadorów zagranicznych, niby koronowana władczyni. Liczy się z nią Paryż i Londyn, toczą z nią pertraktacje i wzywana bywa do