Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/321

Ta strona została przepisana.
17.

Mały kurylarzyk dawał dostęp do ubogiej stancyjki. Czekało tutaj kilku młodych ludzi. Jeden z nich zamienił z Beckerem słów kilka, potem zaś odeszli wszyscy.
— To jest moja gwardja ochronna, — powiedział Becker z lekkim uśmiechem — ale i oni mi nie dowierzają, podobnie jak wszyscy. Kazano im nie spuszczać mnie z oczu. Czyś pan zauważył, że podczas przechadzki śledzono nas ciągle?
Krystjan zaprzeczył.
Beckera przejął dreszcz.
— Kiedy ta nieszczęsna dziewczyna w Lozannie strzelała do mnie, usłyszałem z jej ust zarzut zdrady. Patrzyłem w czarny wylot lufy, czekając śmierci. Chybiła, ale od tej chwili boję się śmierci.
Wieczorem przyszli do mnie przyjaciele, zaklinając, bym się oczyścił z zarzutu. Odpowiedziałem: — Jeśli mam w waszych oczach uchodzić za zdrajcę, to weźcież to pojęcie w całej jego zgrozie i okropności! Nie zrozumieli. Otrzymałem nakaz, bym zniweczył samego siebie, zagasił, zamordował. Muszę zbudować stos i spłonąć na nim. Muszę cierpienie moje rozprzestrzenić na wszystkich, którzy się do mnie zbliżą. Zapomnieć com uczynił, zrezygnować z nadziei, stać się małym, człowiekiem, którego ludzie unikają, wyrzutkiem społeczeństwa, zapoznać własne zasady, rozerwać więzy, zniżyć czoło przed złem, znosić ból, szerzyć cierpienie, przeorać pole, choćbym zniszczyć miał posiew wspaniały. Zdrajca, to jeszcze nic. Błądzę po świecie i łaknę siebie samego. Oddalam się od siebie, wołam się, jestem ofiarą w całej pełni. Od tego czasu niezmiernie przybyło cier-