Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/331

Ta strona została przepisana.

— Gdzież jest owa kobieta, którą pan... wziąłeś do siebie?
Krystjan odpowiedział gestem w kierunku mieszkania Karen.
Pastora uderzyła myśl dziwna i nowa.
— A więc pan nie żyjesz z nią? — szepnął.
— O, nie! — rzekł Krystjan chmurząc czoło.
Pastor upuścił ramię i powiedział po długiem milczeniu:
— Ojciec pański jest wstrząśnięty ową chorobą, powtarzającą się w jego rodzinie. Podczas rozmowy o Judycie, siostrze pańskiej, nazwał to przewrotnym pędem samoponiżenia.
Krystjan machnął wzgardliwie ręką.
— Judyta? — odparł żywo. — Ależ ona bufonuje, pyszni się. To nie jest żadne samoponiżenie. Ona czyni tylko próby, jak daleko może się ważyć, ile inni dla niej zaryzykować golowi i wyczekuje z zaciekawieniem rezultatu. Wiem to z jej własnych ust. Rzuca się w wodę i jest obrażona, że przemokła, wkracza w ogień, sądząc że jej nie spali. Polem nienawidzi zarówno ogień jak i wodę. O nie, z nią nic nie mam wspólnego.
— Czyż tak małe serce u brata? — rzekł pastor z wyrzutem. — Ale tak, czy owak, ojciec pański został bardzo boleśnie zraniony ostatniem przeżyciem. Cała działalność jego straciła treść wnętrzną, a owoc długoletniej pracy, okazał się znikomym. Dotąd sprzyjało mu niesłychane szczęście, a teraz cóż? Własne dzieci powstają przeciw niemu. Ma wrażenie bezwzględnego osamotnienia na szczycie góry, którą sam usypał, a to, czem go wynagrodzono, uważać musi za urągowisko i hańbę.
Krystjan milczał obojętnie, a pastor ciągnął dalej.
— Strona społeczna życia naszego, obok całego bru-