Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/332

Ta strona została przepisana.

talizmu, posiada coś co jest nader subtelne i czcigodne. Możnaby to przyrównać do drzewa o korzeniach głęboko w ziemi skrytych, które rozpościera w powietrzu konary, gałęzie, kwiaty i paki. Jest to dzieło boże i gardzić niem nie wolno.
— W jakimże celu mówisz mi pan to wszystko, pastorze? — spytał niechętnie.
— Ojciec cierpi. Udaj się pa,n do niego i uczyń wyznanie. Jest to nawet obowiązkiem syna.
Krystjan potrząsnął głową.
— Nie! — oświadczył. — Nie mogę.
— A matka pańska? Sądziłem, że nie potrzebuję o niej wspominać nawet. Ona czeka. Dzień cały jest dla niej ustawicznem oczekiwaniem.
Krystjan potrząsnął głową poważnie.
— Nie! Nie mogę! — powtórzył.
Pastor wbił smutnie oczy w ziemię, przez czas pewien siedział oparłszy podbródek na dłoni, potem zaś odszedł, unosząc dziwne, niejasne wrażenie.

20.

Crammon pożądał przyjaciela, niie mogąc nikim zastąpić utraconego... Tliła jeszcze iskierka nadziei, że go odzyska w jego sercu, ale było tam teraz bardzo zimno. Toteż uczuł potrzebę umieszczenia gościa, przejezdnego bodaj.
Prawo miał do tego w pierwszej linji Lotar v. Westernach, z którym omówił już listownie spotkanie w jego willi w Styrji i pojechał tam z wiosną, puszczając na zieloną trawkę piękną miss Henkinson, której towarzyszył w aucie, od Spa do Norymberg.
Siedząc w wozie restauracyjnym ozwał się do przygodnie poznanego współpasażera: