Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/34

Ta strona została przepisana.

kolegom. Przypominało to jątrzącą ranę. Rozwinąłem śledztwo i musiano mi wydać to bezeceństwo. Ale nie pomogło. Złożyłem donos, Dippla wzięto na spytki i wypędzono sromotnie. Nazajutrz znaleziono go, wiszącego na jabłoni w ogrodzie.
Twarz Krystjana oblał rumieniec. Bardziej jeszcze, niźli samo opowiadanie odpychał go ton spokojny Amadeusza.
Ciągnął dalej:
— Uważa pan, oczywiście, za nikczemność to co uczyniłem. Atoli, wedle wpajanych nam zasad, było to obowiązkiem moim. Miałem lat szesnaście, żyłem w ciemnej jamie, chciałem się wyrwać, wyżej i iść w świat. Było mi jak komuś, kio tkwiąc w ciżbie, duszony i gnieciony, nie może dostrzec tego, co tam gdzieś dalej jest do widzenia. Trawił mnie duszny niepokój... swobody... swobody... domagało się we mnie wszystko. Takich uczuć doznawać muszą ci, którzy żyją na ciemnej wieczyście stronie księżyca. Bałem się potęgi zła. Wszystko, czego od ludzi doznałem było mniej lub więcej złe. W duszy czułem wahające się szale wagi. Bywają godziny, kiedy możnaby równie dobrze mordować, jak umrzeć na krzyżu. Pożądałem szerokiego świata. W czasach owych dużo się modliłem, czytywałem książki nabożne i odprawiałem surowe ćwiczenia pokutne. Późną nocą, gdy wszystko spało zastawał mnie nasz pater we włosiennicy, pogrążonego w modłach. Podczas mszy i przy śpiewie chóralnym ogarniało mnie niewysłowione uniesienie duchowe. Z drugiej jednak strony widziałem inne rzeczy, ulice miasta przyozdobione flagami, strojne kobiety, lub na dworcu pociąg luksusowy, który szydził ze mnie. To znów ujrzałem człowieka, który skoczył z okna i leżał z roz-