siebie. Baron Grunow Beckenhausen, z Beckenhausen, był seniorem rodu, najwyższym arbitrem i ostatnia instancją we wszystkich zatargach. Wyroki jego i rozkazy były, jak królewskie, niecofnione, a synowie, szwagrowie i wnuki, drżeli przed nimi.
Ród to był rozgałęziony wielce, członkowie jego zajmowali wysokie stanowiska w rządzie, parlamencie, wojsku, posiadali dobra, byli magnatami przemysłu, landratami i prezydentami sądów. Od śmierci Bismarcka, stary baron nie brał udziału w życiu publicznem.
Czarny i zaniedbany widniał pałac wśród opuszczonego parku. Powitały go dwa rasowe dogi, warcząc zcicha. Hala oświetlona była świecami, podobnie jak nieprzytulna jadalnia, gdzie Boto siedział niebawem naprzeciw dziadka przy kolacji.
Wszystko tu było niesamowite, popękane tapety, odrapany, zakurzony stiuk. stropu, zwiędły bukiet na stole, porcelana z XVIII, wieku, psy u nóg starca i on sam, o małej głowie, podłużnej, chudej, złośliwej twarzy, podobnej do późnych portretów Fryderyka Wielkiego.
Po kolacji zostali w sali. Baron usiadł przy kominku, szpakowaty lokaj nakładł polan, sprzątnął ze stołu i wyszedł.
— Jedziesz tedy pierwszego do Sztokholmu? — zaczął starzec, jęknął i okrył się szalem szerokim. — Pisałem już do naszego ambasadora. Ojciec jego był kolegą moim i towarzyszem korporacji, tedy zajmie się tobą. Po powrocie do Berlina złóż zaraz bilet sekretarzowi stanu i wyraź odemnie pozdrowienie. Zna mnie dobrze, służyliśmy wojskowo w latach siedmdziesiątych.
Boto odkrząknął. Ale stary baron nie życzył sobie słuchać go i ciągnął dalej:
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/340
Ta strona została przepisana.