usłyszał szmer deszczu, przeraziła go tak długa wędrówka. — Czy jesteś dziadku tak całkiem pewny swego zapatrywania i postępków. Nie przeczę, że pogróżki twe są dla mnie groźne i wiem, że je zechcesz wykonać. Nie zmieni to jednak moich poglądów.
Baron wskazał drzwi władczym gestem.
W pokoju sobie wyznaczonym usiadł Boto i napisał przy blasku świecy spiesznie list.
— Drogi Wahnschaffe! Najtrudniejsza rzecz dokonana. Dziadek wydał wyrok potępienia z lakiem dostojeństwem, że drżałem jak tchórz. Patrząc nań, wydaje się kłamstwem najpłomienniejsze uczucie, niewzruszalne przesądy prawem, a na wszystkiem cięży przeznaczenie kasty. Cóż za potężna żądza bytu, co za żelazne czoło i dusza! A czemże ja, wobec nich jestem? Istotnie jakimś absurdem rodu. Syn marnotrawny, od stóp do głowy. Jakiś histeryk buntu i przeciwstawienie Torquemady pochodzenia. Mój wiek dziecięcy, chłopięcy i młodociany, to spisane obok siebie wiersze jakiegoś bezlitosnego traktatu na temat sztuki uchodzenia za coś, czem się nie jest i osiągnięcia tego, co trudu nie warte.
O sobie nic nie wiedziałem, tyle nawet co jądro orzecha o orzechu. Próżniacząc, piłem, grałem, z czasu robiąc sobie wszetecznicę uległą, a często zawadzającą. Wszyscy byli ślepi, głusi i bez czucia. Napotkałem Zofję Aurorę, ale miłość moja dla niej była połowiczną. Wedle zwyczaju szumiałem, a los zbliżył mnie do Ewy Sorel. W niej odnalazłem kobietę prawdziwą. Otwarły mi się teraz oczy, pojąłem Zofję Aurorę i to czem dla niej mi być należało.
Ujrzałem wówczas pana, właśnie podczas sceny czytania Ewie i innym francuskich wierszy i przez długi
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/343
Ta strona została przepisana.