Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/346

Ta strona została przepisana.
24.

Niels Henryk ujrzał w bramie Rui Hofmann, czekająca na brała, który poszedł kupić chleb na drugą stronę ulicy. Bała się zawsze o niego, gdyż kulał potrosze.
Spoglądała na lśniący w świetle bruk i wyżej, po piętrach, aż hen ku gwiazdom, gdzie jednak były tylko różowe chmury.
Niels zmierzył spojrzeniem jej gęsie, kręte włosy, ubogą sukienkę flanelową, rozdeptane, brudne trzewiki i bladą, jakiemś nieznanem życiem przepojoną twarz. Potem brutalnemi oczyma zdarł z niej odzież, ona zaś, zadrżawszy przed czemś nieznanem, jak nigdy jeszcze w życiu, obróciła się i weszła zwolna, zmieszana na schody.
Niels Henryk patrzył za nią.
— Żydowica! — syknął przez zęby.
Głos powracającego starego Gisewiusa zbudził go z dumań. Zapalił cygaro, nasunął niebieską czapkę na kark i wyszedł leniwo.

25.

Pod koniec maja urodziła Letycja bliźnięta, dziewczynki. Stefan zauważył wprawdzie, że jakoś za dużo tej kobiecości, ale urządził uroczysty obchód z iluminacją, gośćmi, ucztą dla szerokich mas, muzyką i wielką bijatyką pijanych braci. Słowem, było na co patrzeć.
Letycja leżała w bogatem łóżku, pod niebieskim baldachimem, co pewien czas domagając się swych bliźniąt, które były do siebie tajemniczo wprost podobne, tak że musiano jednemu dziecku dać na rękę kokardę czerwoną, drugiemu zaś zieloną, celem rozpoznania. Czerwona miała oznaczać imię Żorżety, a zielona Kry-