Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/352

Ta strona została przepisana.

Teraz dopiero nadbiegła Rui, odstraszona od bramy przez Nielsa Engelschalla. Czekała na schodach, aż odszedł, potem wróciła i słysząc hałas w ulicy doznała uczucia, że stoi to może w związku z owym tak dziko, zuchwale patrzącym młodzikiem, wyszła na ulicę.
Nie biorąc rzeczy zbyt ponuro, ukryła przestrach, a głos jej brzmiał wesoło, podczas wypytywania brata o szczegóły. Mówiła świegotliwie i bardzo szybko, klasycznie poprawnym językiem.
Skończywszy zbierać monety, rzekł Krystjan:
— Trzeba teraz policzyć, czy czegoś nie brak.
Ująwszy chłopca pod ramię, przeprowadził go przez ulicę do domu. Rui szla po stronie drugiej i tak wkroczyli na schody. Po chwili znaleźli się w izbie, skutkiem wielkości pustej z pozoru, chociaż mieściła dwa łóżka, stół i szafę. Była to jedyna ubikacja mieszkania, do której przylegała kuchnia.
Michał usiadł na łóżku. Czuł się jeszcze nieswojo po upadku. Mógł liczyć około czternaście lal, ale napięte mięśnie twarzy i roznamiętnione oczy czyniły go dwudziestoletnim.
Krystjan położył na siole monety, które skutkiem błota słabo brzękły. Rut spojrzała nań, wstrząsnęła ze wzruszeniem głową, pobiegła do kuchni i wróciwszy z mokrą ścierką, przyklęknąwszy jęła czyścić spodnie jego, pokryte błotem.
Bronił się, ale nie bacząc na to, pełzała za nim na kolanach, tak że zaprzestawszy oporu stał z miną dość głupią, ona zaś czyściła szybko i pilnie.
Nagle podniosła ku niemu twarz. Patrzył na mnóstwo książek rozłożonych po stole.
— Czy to książki pani? — zapytał.