Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/357

Ta strona została przepisana.

— Cóż było z Adamem Larsenem.
Po chwili nabrawszy tchu szepnęła:
— Byłam szczęśliwa... raz jeden szczęśliwa, przez pięć i pół miesiąca.
Jęła dobywać wspomnienia, tęskniące w jej głębi.
— Było to za mego, drugiego dziecka! Jechaliśmy z Memla do Królewca, ja, Matylda Sorge i jej, nibyto, narzeczony. Nagle, w drodze uczułam, że poród bliski. Poradzili mi wysiąść na ostatniej stacji przed Królewcem. Matylda, klnąc na czem świat stoi, została ze mną, on pojechał do miasta.
Zapadł wieczór marcowy, zimny, deszczowy. Matylda poszła ze mną do znanej sobie gospody, bo czas naglił. Ale właśnie wypadł tu kiermasz i tłok panował niesłychany. Błagałyśmy o izdebkę, na poddaszu bodaj. Stałam drżąc całem ciałem, oparta o ścianę, a gospodarz spojrzawszy wrzasnął, byśmy się wynosiły do djabła, gdyż nie chce mieć nic z tem do czynienia.
W podwórzu stał wóz drabiniasty, więc ległam na nim, nie zdolna ruszyć się, choćby mnie szczuło psami. Właściciel wozu przyszedł, klął, gadał z Matyldą, wreszcie ruszył ku miastu, a ona szła obok. Pragnęłam umrzeć, umrzeć natychmiast! Wóz podskakiwał na kamieniach, ja zaś krzyczałam bez ustanku.
W końcu chłop powiedział, że ma tego dość. Dojeżdżaliśmy już do przedmieścia, mimoto jednak ściągnęli mnie z wozu i postawili na ziemi, podpierając. Lało, jak z cebra, ja zaś prosiłam Boga o jakieś schronisko, w piwnicy bodaj.
Niedaleko była sala zabaw dla robotników i wogóle prostych ludzi. Tam mnie zawlekli i położyli na dwu zesuniętych ławkach. Wokoło krążyły pstro ubrane kobiety, po jednej stronic był szynk, po drugiej sala tea-