Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/359

Ta strona została przepisana.

Niedaleko była sadzawka z różami wodnemi, chodziłam tam często, patrząc z zachwytem i nie wierząc oczom własnym. Tylko pewna byłam ciągle, że to potrwać długo nie może. I rzeczywiście w sierpniu dostał gorączki, położył się, a w tydzień potem zmarł. Nastał kres wszystkiemu! Nastał kres wszystkiemu!
Wbiła pałce we włosy i poraz trzeci zawołała:
— Nastał kres wszystkiemu!
— A potem? — szepnął.
Spojrzała nań, a każdy mięsień jej twarzy drgał.
— Potem? Co potem? Co?
— Czyż nie mogłaś sobie jako poradzić bez... — urwał przerażony wyrazem bladej wściekłości w jej rysach.
Podniosła pięść i jęła krzyczeć, aż ściany tętniły:
— Ha, potem... co było potem, potem?
Przejął ją dreszcz.
— Nie tykaj mnie! — rzekła z lękiem.
On jej nie dotknął wcale.
— Idź teraz! Zmęczyłam się, pójdę spać!
Wstała.
Opuszczając głowę, powiedziała ponuro:
— Czemuż mówię do ciebie... ty? Skąd się to wzięło? Szaleństwo czyste!... Ty?
Strach i nienawiść błyszczały w jej oczach.
Znalazłszy się sama, stojąc przy łóżku zatonęła w kontemplacji portretu damy w perłach. Raz podniosła głowę i rzuciła dzikie spojrzenie ku drzwiom, któremi wyszedł.
To... „Potem“, nie opuszczało myśli jego ani na chwilę.