Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/367

Ta strona została przepisana.

oficer, bojaźlwy[1] klecha, czy mieszczuch opasły, a cała ta hołota, razem wzięła, to tylko marne, ohydne cielsko.
Zaśmiała się boleśnie, urągliwie i mówiła dalej:
— Karolka Wyrwidęba poznałam po wyjściu ze szpitala. Nie miałam wówczas nikogo. Przedtem odsiedziałam trzy tygodnie więzienia z powodu tego, przeklętego sierżanta Maksa. Pewnego wieczora zjawił się w kawiarni „Pod Słowikiem“ jakiś młodzik, student jakoby i stawiał moc szampana. Mnie sobie właśnie upatrzył, a niebieskie banknoty latały w powietrzu.
Odrazu wiedziałam, że to sprawa niewyraźna. Karolek wziął go na bok i wyklarował, że te pieniądze skraść musiał ojcu. Przyznał się. Karolek nie popuścił i razem z Waldemarasem Obszarpańcem przyrzekli, że go zaprowadzą do palarni opjum, gdzie jest raj ziemski. W nocy, u mnie zaczął ten żółtodziób skowyczeć i płakać okropnie. Żal mi się go zrobiło, toteż ostrzegłam coprawda szorstko, że wszystko będzie miało zły koniec. Dobył z kieszeni pieniądze. W życiu nie widziałam tylu banknotów razem. Były kradzione, ja zaś radziłam, by je zwrócił. Jął błagać, bym wzięła i kupiła sobie coś, albo zużyła wedle woli. Drżałam na całem ciele, a ten nieszczęśnik padł na kolana, nie przestając błagać.
Nagle wszedł Karolek. Skrył się gdzieś w pobliżu, o czem nie miałam pojęcia. Młodzik atoli posiniał, będąc pewnym, że to ja właśnie ukryłam go. Na szczęście trzasnął mnie w skroń, tak że wszystko przed oczyma wydało mi się krwawą łuną, potem zaś jeszcze kopnął silnie. Padłam na ziemię w drugim końcu pokoju, wstać nie mogąc. Biedny młodzik wiedział teraz, że jestem niewinna.

Adalberta, tak zwał się ów młodzik, ucapił Karolek

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – bojaźliwy.