Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/37

Ta strona została przepisana.

Pan Walinschaffe ucałował po rycersku dłoń żony, którą mu podała ruchem znużenia i osunął się w fotel.
— Chciałbym pomówić z tobą o Krystjanie, — zaczął — zachowanie jego niepokoi mnie od pewnego czasu. Zanadto już tej bezplanowości. Teraz znowu owo kupno djamentu. Taka rzecz działa wyzywająco. Psuje mi to humor.
Pani Richberta zmarszczyła czoło.
— Nie widzę wcale powodu do zaniepokojenia! — odparła. — Wielu synów bogatych sfer wiedzie takie, jak Krystjan życie. Przypominają szlachetne rośliny służące ku ozdobie. Zdaniem mojem, są oni wskaźnikami poziomu kultury, sami się uważają za doskonałych i mają rację zupełną. Urodzenie i majątek chronią ich od trudów zawodu. Istota ich, to nietykalność arystokratyczna i rezerwa.
Albrecht Wahnschaffe pochylił się i rzekł, bawiąc własnymi białymi palcami, których nie tknął ni cień starości:
— Przebacz, ale mam inne zapatrywanie. Sądzę, że w naszym świecie społecznym każdy powinien pełnić jakąś funkcję, pożyteczną dla ogółu. W tym poglądzie wychowałem się i nie mogę go zmienić na rzecz Krystjana. Pogodziłbym się zresztą z jego lekkomyślnością w używaniu pieniędzy, mimo że znacznie przekroczył w ostatnich miesiącach przyznany sobie budżet. Podkreślam, że majątek domu Wahnschaffe nie ucierpi skutkiem tego rodzaju wybryków. Dziwi mnie atoli brak punktu centralnego w życiu Krystjana? oraz niejednokrotnie przejawiona obojętność na zaszczyty i godności.
Pani Richberta spojrzała na męża chłodno z pod opuszczonych powiek. Gniewało ją, że chce wciągnąć