Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/47

Ta strona została przepisana.

stronach matki, która im pokazywała obrazki w książce. Miała włosy rozpuszczone, co uznałem za niewłaściwe, a rudawa la fala okrywała ją, wraz z chłopcami jakby płaszczem z brokatu. Chłopcy wlepili we mnie złe, zielone oczy. Rozkazałem im, by natychmiast szli spać. Było w moim głosie coś, co ich przeraziło, zmuszając do posłuszeństwa. Wsiali bez oporu i wyszli.
Adelina została na otomanie. Będę ja zwał poprostu Adeliną, co czyniłem zresztą w późniejszych naszych stosunkach. Patrzyła na mnie taksamo jak w czasie sceny z siekierą. Nie sposób być chyba bledszym jak ona była zawsze, teraz zaś skóra jej nabrała przejrzystości i połysku łyszczyku. Wstała, podeszła do stołu, wzięła jakiś przedmiot i położyła go z powrotem. Miała na ustach drwiący uśmiech, który mnie przeniknął nawskróś. Cała ona zresztą przeniknęła mnie. Pan pewnie weźmie to opacznie, ale mniejsza. Jeśli pan nie zrozumie, na nic wszelkie objaśnienia. Zapadła się nademną skorupa i zobaczyłem co było powyż niej.
— Wierzę i rozumiem pana! — rzekł Krystjan.
— Zapytałem, czy życzy sobie może, bym jej dom opuścił. Ona odparła lodowało, że zaangażował mnie radca, przeto musi mu być powolną. Przedstawiłem, że wobec jej niechęci, nie mogę działać korzystnie i dać rezultatów. Spojrzawszy z pod oka powiedziała, że niezawodnie znajdzie się jakiś sposób wspólnej akcji, nad czem pomyśli.
Od tego czasu począwszy, jadałem przy wspólnym stole z nią i chłopcami, ona zaś traktowała mnie chociaż bez życzliwości, jednak z szacunkiem.
Pewnego dnia, późną porą wezwała mnie do siebie, prosząc, bym jej poczytał. Podała mi jakiś modny ro-