Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/50

Ta strona została przepisana.

pem. Poznali, co znaczy ból. Nieraz leżeli przedemną nadzy, pokryci krwawemi pręgami, ja zaś opowiadałem im o męczeństwie świętych. Prowadziłem dziennik, by Adelina mogła się przekonać o wszystkiem. Drżeli posłyszawszy głos mój zdala, lub gdym podniósł głowę. Raz zasiałem ich na szeptach, leżących razem w łóżku. Wyrwałem ich z poduszek, oni zaś w samych jeno koszulach uciekli w las. Biegłem za nimi, za mną dwa psy, a deszcz rzęsisty padał na wszystkich. W końcu padli na ziemię, objęli me kolana, błagając o łaskę. Najtrudniej przyszło mi wymusić zeznanie, ale silniejszym będąc, niż zło tkwiące w nich, dokonałem swego. Był to czas straszny, ale zniosłem wszystko, wierny przyrzeczeniu, danemu Adelinie.
Weszli w siebie, złagodnieli i zcichli. Siedząc po kątach płakiwali. Po powrocie Adeliny zawiozłem ich do Halbertsrody, a matka osłupiała, widząc zmianę. Rzucili się jej w objęcia, ale nie oskarżyli mnie, nawet gdy zostali sami z matką. Zagroziłem, że w razie nieposłuszeństwa zabiorę ich znowu do pałacyku myśliwskiego. Jeden lub dwa dni w tygodniu spędzaliśmy tam zresztą stale. Potem zaczęli unikać matki, a Adelina również zobojętniała dla nich. To co ich przedtem łączyło, owa zniewieściałość, przeczulenie i duszność atmosfery utraciły już moc swoją.
Adelina szukała mego towarzystwa, rozmowy, obserwowała, była łaskawa, znużona, roztargniona i niespokojna. Stroiła się, jak do gości i fryzowała po trzy razy na dzień. Pozatem ulegała wszystkim zarządzeniom moim. Istnieją ludzie zużyci, robaczywi, dusze opuchłe, a ci gotowi zawsze paść na kolana przed siekierą w czyichś rękach, podczas gdy kpią z tego, kto do stóp im pada. Nieraz przerażał mnie jej wy-