Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/52

Ta strona została przepisana.

pomogło. Raz usiadłem do czytania. Nagle spostrzegłem obok siebie olbrzymia małpę, która przewracała kartki mojej książki. Co noc jawiła mi się Adelina w kuszącej postaci. Przystępując do łóżka, mówiła: — Przyszłam do ciebie, kochanku mój! — Wyskakiwałem z łóżka, biegając wokoło, ona jednak podążała za mną, szepcąc: — Uczynię cię bogaczem, zasypię pieniądzmi. Gdym ją zaś chwytał, okazywała wstręt i zaraz nadpływały wezwane na pomoc cienie, jakiś notarjusz z piórem i kałamarzem, ślusarz z rozpalonym do czerwoności młotem, murarz z kielnią, oficer z lśniącą szablą i uszminkowana kobieta.
Było ze mną tak źle, że zwolna dopiero wróciła mi zdolność zrozumienia strasznej rzeczywistości, jaka zaszła w tym czasie.
Pewnego ranka siedziałem z chłopcami przy lekcji. Adelina weszła do pokoju, usiadła i słuchała przez chwilę. Potem zdjęła z palca pierścień z wielką perłą, igrała z nim czas jakiś zadumana, przystąpiła do okna, przyjrzała się padającemu śniegowi i wyszła do ogrodu. Zbrakło mi tchu, nic nie widziałem, uczułem wielki ucisk na piersiach, co wszystko razem spowodowało, żem wyszedł na chwilę, dla zaczerpnięcia powietrza.
Za powrotem, spostrzegłem w oczach wychowańców nader złośliwe błyski. Nie zważałem na to, bowiem nieraz buntowali się przeciwko mnie. Siedząc skuleni odpowiadali na pytania z katechizmu trwożliwym szeptem. Po dziesięciu może minutach wróciła Adelina i spytała, czym nie widział, zostawionego przez nią pierścionka. Zaprzeczyłem, ona zaś zaczęła szukać, a ja z nią. Przywołała pokojówkę i lokaja, przetrząśnięto cały pokój, ale pierścionek przepadł. Adelina i służba patrzyli na mnie ze zdziwieniem, gdyż stałem