Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/59

Ta strona została przepisana.

mion, wy zaś zapomnieliście, jak ciężko jest pełzać po ziemi.
Czując, instynktowną potrzebę czegoś ciepłego, ujął Krystjan w dłonie głowę suki, która mruknęła z zadowolenia i sparła mu łapy o ramię. Z uśmiechem, jakby szło o zabawę z Freją, rzekł Krystjan:
— Nikt nie gardzi tem, co mu spadnie w darze. Nie pytałem, coprawda nigdy, skąd się to bierze i jaki ma cel. Oczywiście można także inaczej żyć. Może i ja będę kiedyś żył inaczej. Pokazałoby się wówczas, czy człowiek zmienia swą istotę, gdy mu zbraknie środków pomocniczych, owych skrzydeł, o których mówiłeś ojcze! — w tej chwili miał poważny wyraz twarzy.
Albrecht Wahnschaffe czuł się mocno zakłopotany wobec tego pięknego, dumnego, a zgoła obcego człowieka, który był synem jego. Chcąc to ukryć odparł szorstko:
— Żyć inaczej! Otóż to właśnie mam na myśli. W przekonaniu, że znużysz się rychło temi wszystkiemi nicościami, postanowiłem zaproponować ci karjerę, odpowiadającą godnie siłom twym i zaletom. Cóż sądzisz o dyplomacji? Wolfgang czuje się bardzo zadowolony z możliwości jakie ona otwiera. I dla ciebie nie zapóźno jeszcze. Czas stracony powetować można. Nazwisko twe dorównuje tytułowi arystokraty. Pozostaniesz w odpowiedniej sferze, reszty zaś dokonają automatycznie wielkie środki twoje, uzdolnienie osobiste i niesłychane stosunki.
Krystjan potrząsnął głową.
— Mylisz się, ojcze! — rzekł zcicha, ale stanowczo.— Nie mam w tym kierunku żadnych zdolności, ani leż najmniejszej ochoty.
— Przypuszczałem to! — powiedział Albrecht ży-