Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/64

Ta strona została przepisana.

— Brawo! — wykrzyknął, mrużąc oczy. — Teraz jesteś mądry prawnik. Nie nadaremnie, widzę, przestudjowałeś tysiące.
Z przedziwną gotowością usiadł do biurka i napisał żądane oświadczenie.
W kilka tygodni polem powiedział Stefan Letycji:
— Pojedziemy dziś do miasta, pokażę ci Eskurial.
Jedyną mieszkanką Eskurialu była dziewięćdziesięcioletnia mulatka i Trzeba było rzucać kamieniami w szyby, aby ją wywabić z nory. Była koślawa, napół ślepa, okryła łachmanami i miała wielki, żółty guz na czole.
Przed stu laty miała ulica poziom o metr niższy. Toteż do bramy przystawiono drabinę i po niej musieli wejść oboje. Wewnątrz wszystko było zgnite i zbutwiałe zarówno meble, jak podłogi. Tapety zwisały strzępami ze ścian, szyby były porozbijane, a kominki zawaliły się.
Ale w sypialni matki, gdzie zmarła, stal stół z piękną intursją, stary zabytek z sieneńskiego klasztoru. Widniały tam dwa aniołki z pochylonemi ku sobie gałęźmi palmowemi, a pomiędzy nimi siedział skulony orzeł. Na stole tym leżały wszystkie klejnoty zmarłej, broszki, łańcuszki, kolczyki, pierścienie i branzolety. Leżały tu od bardzo długich lat, pokryte grubą warstwą pyłu, a zła opinja domu chroniła je lepiej, niźli kraty.
Letycja myślała z przerażeniem, że ma zamieszkać tu, gdzie może przychodzą nocami duchy, by się stroić.
Poweselała jednak zaraz posłyszawszy o planach przebudowy i odświeżenia i oczom jej zjawiły się miast strupieszałych komnat, ponętne saloniki, buduary, jasne, chłodne sale o wysokich oknach, schody zaścielone dywanami i estrady.