i skupienia modlitewnego. Wewnątrz na mierzwie leżały zwłoki Walpurgi. Policzki jej były różane, nic nie przywodziło na myśl śmierci, a tylko sen spokojny.
Na ławie stała dopalająca się świeca.
Amadeusz utorował sobie drogę przez ciżbę i klęknął u stóp zmarłej. Stary parobek trzymający latarnię, szepnął coś i zaraz pouklękali wszyscy, składając do modlitwy ręce.
Jedna z krów zaryczała, potem rozebrzmiały dzwonki zaniepokojonej trzody. Krystjan widział, jak przez mgłę ciemń stajni, twarz zmarłej, jakby wymalowaną, oblane żółtem światłem głowy klęczących o płaskich czołach i zaciśniętych wargach.
Zatrzymał się w ciemnem podwórzu. W chwili, gdy Amadeusz zbliżył się doń, nadszedł cieśla wiejski, by wziąć miarę na trumnę. Ruszyli w milczeniu z powrotem.
Krystjan przystanął nagle u drogowskazu, objął ramionami słup i zadarłszy głowę jął z napięciem obserwować płynące chmury nocne. Usłyszał słowa Amadeusza:
— Czyżby to było możliwe? Czyż podobna?
Zwrócił ku niemu twarz.
— Krystjanie Wahnschaffe! — powiedział Amadeusz bezdźwięcznie, głucho. — Towarzystwo pańskie dziwny wpływ na mnie wywiera! — potem mruknął znowu do siebie: — Czyżby to było możliwe? Czyż rzecz ta, niesłychana ziścić się może?
Krystjan nie rzekł słowa i poszli dalej.
Crammon miał gości, ale nie u siebie w domu, gdyż zebrań pewnego rodzaju nie dopuszczała czcigodna