Było postanowione, że stanie do wyścigów w BadenBaden, dżokej Irlandczyk rokował świetne nadzieje. Ale nazajutrz po wyjeździe Krystjana zapadł znowu. Krystjan pomyślał, że miłość jego była za silna i koń odczuwa silnie brak pieszczącej go dłoni.
Z nastaniem wiosny zjeżdżali się codziennie goście z miast pobliskich. Ale Krystjan rzadko kogoś przyjmował. Jeden gość ciążył mu bardzo, gdy było dwu, rozmawiali ze sobą, a to mu ułatwiało milczenie.
Pewnego dnia przyjechali Konrad von Westernach i hr. Prosper Madruzzi z pozdrowieniem od Crammona. Zamierzali jechać do Holandji. Krystjan zatrzymał ich na obiad. Konrad v. Westernach powiedział potem hrabiemu ze zwyczajną bezceremonjalnością:
— Dziwnie się uśmiecha ten człowiek, niewiadomo, czy potrosze głupkowato, czy drwiąco.
— To prawda! — potwierdził hrabia. — Nie można się na nim nigdy wyznać.
Krystjan nakazał służącemu pakować do drogi, polem zaś poszedł do cieplarń, gdzie się krzątali ogrodnicy. Zapadał zmrok. Mżyło przez cały dzień, a teraz z drzew spadały krople wody. Młoda zieleń błyszczała w poświacie zachodu. Okna pięknego pałacyku połyskiwały złotem i purpurą.
— Pan Voss jest w bibljotece! — zawiadomił najstarszy ze służby.
Krystjan oddał Amadeuszowi do dyspozycji bibljotekę, bez względu czy jest, czy go niema w domu i wydał odpowiednie rozkazy służbie. Voss przyrzekł ułożyć katalog, ale nie było mu spieszno. Grzebał po pół-