jąka, bezimienna F.? Co się stało z jej miłością? Czy zwiędła już dłoń, która zrywała kwiatki zasuszone w tych listach? Co uczynił z jej miłością ów, kornie wielbiony marnotrawca? Dwudziestoletniemu wówczas młodziankowi było rozrywką tylko to, co owo przepełnione serce uważało za los swój. Pewnie zużył tę miłość i zdeptał jak bogacz, który nie rachuje.
W miarę czytania, coraz to bardziej zagłębiał się kolec w pierś Amadeusza Telchiny opanowały go. Blednął i czerwieniał, naprzemian. Palce mu drżały, czuł suchość w gardle, a w głowie kłuło, jak szpilkami. Gdyby w tej chwili wszedł Krystjan, skoczyłby nań rozgorzały nienawiścią i zdusił go, lub przegryzł mu gardło. Tu była niedostępna, wieczyście zamknięta brama, pod którą rzucił go szatan.
Siedział długo w głuchej zadumie, polem rozejrzawszy się lękliwie wsunął listy w kieszeń. Uczuł żądze zniszczenia, pogruchotania czegoś. Za ofiarę obrał książki i czekał z powstrzymywanem wzburzeniem na Krystjana.
— To wszystko niemal współczesna tandeta! — powiedział oschle, wskazując książki. — Bajdy, jak splątany motek przędzy, zawikłane, bez początku, ni końca. Po jednej stronie, zna się tysiąc. To obrazki obyczajowe, podkreślające wszystko, co małe i ordynarne. Uczucia przypominają zielsko, a styl hałaśliwy ogłusza. Ciągle miłość i miłość, czyli nędza i nędza. Historję i pamiętniki będące płotkami, poezja, puste wypociny rymorobów, filozofja popularna, czyli gadanina zgoła dowolna. Wolę już klechę z przekonania. I na cóż to wszystko? Dobrze jest czytać, gdy duch jakiś bierze człowieka i ponosi, dając zapomnienie. Ale to nie duch,